Lipscy harcerze na obozie w Bielicach koło Stronia Śląskiego, 10 - 25. 07. 2009

Na obóz Jeleniogórskiego Szczepu ZHR “Victoria” pojechało nas z Niemiec razem 6 osób - trzech chłopców: Damian, Patryk, Krystian oraz i trzy dziewczynki: Konstantyna, Anastazja i Julka. W piątek 10 lipca z rożnych miejsc Polski i Niemiec wszyscy zjechaliśmy się na południowym krańcu Polski – do Kotliny Kłodzkiej a konkretnie do ostatniej wsi przy granicy czeskiej - do Bielic. Obóz znajdował się w dolinie miedzy Górami Złotymi a Bialskimi. Obóz był rozbity w lesie nad niedużą rzeką - Białą Lądecką. Aby wejść na teren obozu trzeba było przejść przez drewniany, mały mostek. To była zarazem brama na obóz. Miejsce w którym byliśmy było o tyle ciekawe że byliśmy w jednym z dwóch miejsc w Polsce gdzie granicę z Czechami mieliśmy na północy, wschodzie i południu a i trochę dalej też na zachodzie. Gdzie się więc nie obróciliśmy - Czechy - istny koniec Polski.

Harcerze i harcerki na obozie u których gościliśmy pochodzili z drużyn Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej z Wałbrzycha, Mieroszowa i Świebodzic. Komendantem obozu był harcmistrz Janusz Dziewit.

Obóz zaczęliśmy od stawiania namiotów, budowy łóżek – czyli prycz (teraz już wiadomo skąd wzięło się  przysłowie „Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz” – kto koślawo zbudował łóżko ten spał tak dwa tygodnie…), budowy stołów i law, stołówki, kuchni i innych niezbędnych urządzeń aby w lesie przeżyć przez 2 tygodnie. Po zbudowaniu obozu (po harcersku to się nazywa „pionierka”) cały czas wypełniony był przez różne atrakcje i pracę: wędrówki po górach, ciekawe gry i zabawy, kąpiele w rzece, nocne wyjście na szczyt aby podziwiać wschód słońca (o 4.00 rano !). Codziennie staliśmy na staliśmy na warcie (też w nocy !) i pomagaliśmy w kuchni („służba kuchenna”). Każdy z nas był w innym zastępie i większość rzeczy robiliśmy razem z kolegami i koleżankami z zastępu. Uczyliśmy się opatrywania ran, rozpoznawania znaków patrolowych, wiązania węzłów i uczyliśmy się piosenek harcerskich. Budowaliśmy w lesie szałasy, nauczyliśmy się rozpalania ogniska jedną zapałką, rozpoznawania stron świata. Na pamiątkę na zakończenie obozu każdy z nas dostał kompas aby się nie zgubić i zawsze wiedzieć w jaką stronę iść.
Co wieczór mieliśmy harcerskie ogniska pełne zabaw, śmiechu i śpiewu. Wspominać je będziemy jeszcze długo i tak samo będziemy robić u nas w Lipsku. Mimo czasami deszczowej pogody - i jednej porządnej burzy - wszyscy bardzo się zaangażowali i humory dopisywały. Chłopcy okazali się bardzo rycerscy i w potrzebie bardzo chętnie pomagali w trudnych momentach - np. ulewy.

Podczas różnych harców i wędrówek po okolicy dowiedzieliśmy się, że w latach 50 mieszkał w tej okolicy pisarz Marek Hłasko i tutaj napisał jedną ze swoich książek, a w latach osiemdziesiątych potajemnie spotykali się tutaj działacze opozycji Polskiej i Czechosłowackiej (m. in. Vaclaw Havel). Od kilku lat działa w Bieliach UNIWERSYTET jako szkoła wyższa nieformalna organizowana we wsi przez mieszkańców pod hasłem „Viva vox docet!”.

Część naszych rodziców będzie pamiętać o dodatkowych przygodach typu: choroba lokomocyjna, zgubienie aparatu fotograficznego, kleszcze i drobne kontuzje …

Cały obóz dobrze wróży na przyszłość i już nie możemy się doczekać zbiórek w Lipsku.

Dziękujemy harcerzom ze szczepy VICTORIA - druhnom i druhom Januszowi, Mateuszowi, Viktorii, druhnie Asi za gościnę i harcerski przykład. Pozdrawiamy naszych przyjaciół z obozu.

 

Fotorelacja ...

 

Czuwaj !

Relacji wysłuchał i spisał Rafał Ryszka